Aktualności >>> Katastrofa budowlana w Bisztynku w 1948 roku >>>

 .: Tragedia z 1948 roku w Bisztynku

W 1948 ROKU ZGINĘLI NA RYNKU W BISZTYNKU

Kilka dni temu pisaliśmy o tragedii jaka wydarzyła się w latach powojennych w Bisztynku, na ówczesnym targowisku. Tekst możesz sobie przypomnieć klikając tu >>> Po dość intensywnych poszukiwaniach i dzięki internautom oraz osobom pamiętającym to zdarzenie udało nam się ustalić wszystkie, albo prawie wszystkie, okoliczności tej tragedii. Z całą pewnością ustaliliśmy dane osób zabitych na miejscu.

Był rok 1948. Zbliżały się święta Wielkanocne. W roku 1948 Wielkanoc przypadała na dzień 28 marca. Pogoda była niezbyt przyjazna. Siąpił deszcz i wiał dość silny wiatr. Targowisko miejskie w Bisztynku znajdujące się przy dzisiejszym placu Buczka otoczone było ruinami wypalonych budynków. Od strony dzisiejszego "kwadratowego ronda" czyli placu Chopina było tych ruin szczególnie dużo. Po zajęciu miasta przez wojska radzieckie spalone zostały wszystkie budynki stojące wówczas na dzisiejszym skwerze. Spłonęło też kino "Deutsches Lichspiel Haus". Ściana szczytowa sali kinowej jeszcze stała, ale według wielu świadków, chwiala się podczas silnego wiatru.

Jeszcze kilka dni przed tragedią, w ruinach sali kinowej bawił się trzynastoleni syn piekarza Paula Szona - Jan. Mieszkał nad piekarnią mieszczącą się w budynku, gdzie dziś funkcjonuje bar "Sabat" i sklep mięsny. Dziś mieszka w Olsztynie.

- Pamiętam, że na murze tego kina była metalowa rura lub pręt z poprzeczką. Był to element przyłącza prądu. Z izolatorów zwisały jeszcze kawałki przewodów. Wraz z kolegami bawiliśmy się wewnątrz kina i z cegieł budowaliśmy sobie tam domki. Jak to dzieci. Pamiętam też, że szczytowy mur rzeczywiście się kiwał, ale kto w takim wieku przejmuje się ruchomym murem? - opowiadał Jan Szon.

- Samej tragedii na rynku nie widziałem. Chyba byłem wtedy w szkole, ale widziała ją moja siostra, która wyglądała z okien na piętrze naszego mieszkania. W mojej pamięci utrwaliło się, że zginęlo wtedy na miejscu siedem osób - opowiadal nam Pan Jan.

Mur, kino i przyłącze prądu pamięta też Horst Roggli. Wówczas mieszkaniec ul. Reymonta w Bisztynku, dziś mieszkaniec Niemiec. - Zdarzenia nie widziałem, ale słyszałem potężny huk walącego się muru. Potem ktoś powiedział mi, że mur zawalił się na ludzi. W mojej pamięci pozostało wspomnienie, że liczba zabitych wynosiła 9 - opowiadał Horst Roggli.

W pamięci Pani Marii Rajs - mieszkającej w Niemczech - utrwaliła się również liczba 9. osób oraz to, że do tragedii doszło w Wielki Piątek 1949 roku. - Byłam wtedy na lekcji religii. Jakiś mężczyzna przyszedł na tę lekcję i coś na ucho mówił księdzu. Ksiądz przerwał lekcję i szybko wyszedł z tym mężczyzną. My poszliśmy za nimi, mimo wyraźnego zakazu księdza. Ten wysoki ksiądz, którego nazwiska nie pamiętam, udzielał rannym osobom sakramentu ostatniego namaszczenia - relacjonowała Pani Maria.

O siedmiu zabitych powiedział nam Pan Józef Adamus. - Byłem w domu, gdy przyszła z Bisztynka moja mama. Powiedziała, że w Bisztynku wydarzyła się ogromna tragedia. Poleciałem szybko do Bisztynka. Po zwałami cegieł i gruzu na rynku leżało jeszcze kilka ciał. Były też zabite dwa konie, bo ten mur przewrócił się na dwie furmanki. Jeden z mieszkańców Łędławek opowiadał potem, że ruszył swoją furmanką i odjechał zaledwie kilka sekund przed zawaleniem się muru. Ocalał cudem. Cegły i gruz leżał na całej powierzchni rynku, aż pod "Sezamem". (dziś sklep p. Mroczków - przy. red.) Zapamiętałem, że zginęło siedmioro ludzi - mówił Pan Adamus.

Okazało się też, że pamięć o tragedii zachowało wielu, nie tylko wiekowych, mieszkańców Bisztynka i okolic. Opowieści o tej katastrofie usłyszeliśmy także od osób z młodego pokolenia. - Wiem, gdzie są groby tych, którzy wtedy zginęli - mówił nam Radek Mic. - Opowiadała mi o tym moja matka - dodał. Groby dwóch mężczyzn wskazała nam wreszcie Pani Jolanta Domańska. Te nagrobki pozwoliły nam ustalić podstawowe informację, a więc: datę zdarzenia, godzinę zdarzenia i ilość osób, które wtedy zginęły.

Na cmentarzu komunalnym w Bisztynku pochowano Jana Stelmarskiego i Adama Osieckiego. Obaj zmarli w dniu 23 marca 1948 roku. Na nagrobku Adama Osieckiego jest zapis o jego tragicznej śmierci. Nazwisko małżeństwa, które zginęło wówczas, przekazał nam internauta, na naszym miniczacie. Na ich nagrobku jest błąd. Powinno być tam napisane: Antoni Ciećwierz i Helena Ciećwierz. Ich nazwisko napisano jednak: Cicewierz. Błąd wynika z "odnowienia" napisów na tablicy nagrobnej. W oryginale litery napisu wykonane były różnymi krojami czcionki. Wykonywał je najpewniej niewprawny kamieniarz.

Błędy są też na nagrobkach dwóch mieszkańców Paluz, którzy wówczas zginęli. Byli to, pochowani obok siebie na cmentarzu w Paluzach: Cyryl Nazaruk i Grzegorz Niczyporuk. A dlaczego twierdzimy, że są tam błędy? Bo wszystkie te osoby zginęły w dniu 23 marca 1948 roku o godzinie 9.30. Takie zapisy odnaleźliśmy w archiwach, a w tym w aktach stanu cywilnego. Wszyscy - łącznie 7 osób - mają zapisaną w aktach tę samą datę i godzinę zgonu. Na nagrobkach mieszkańców Paluz są więc błędne daty śmierci. Siódmą ofiarą tragedii 23 marca 1948 roku był Jan Jurgielewicz z Bisztynka, który spoczywa na cmentarzu w Bisztynku. (Niestety nie znaleźliśmy jego nagrobka, co nie oznacza, że go nie ma na cmentarzu. W momencie jego odnalezienia, także zdjęcia tego nagrobka zostaną zamieszczone poniżej.)

Jest możliwe, że ofiar mogło być więcej, o czym mówiło nam wiele osób, ale zmarły nieco poźniej, w wyniku odniesionych ran. Tego dziś nie sposób już ustalić. Akta stanu cywilnego nie zawierają danych o tym jaka była przyczyna śmierci.

Reasumując:
Data tragedii - 23 marca 1948 r. - wtorek przed Wielkanocą;
Godzina - 9.30;
Ilość ofiar - 7 - sześciu mężczyzn i jedna kobieta.
Dane osób zmarłych w kolejności wpisanej w księgi stanu cywilnego: Cyryl Nazaruk (Paluzy), Jan Jurgielewicz (Bisztynek), Grzegorz Niczyporuk (Paluzy), Jan Stelmarski (Bisztynek), Antoni Ciećwierz (Bisztynek), Helena Ciećwierz (Bisztynek), Adam Osiecki (Bisztynek)

Szukając materiałów i wspomnień w tej sprawie otrzymaliśmy bardzo dużo informacji. także od osób, których nie wymieniamy w tekście. Jeszcze dziś do nas telefonowano. Za zaangażowanie i przekazanie nam wielu przydatnych informacji serdecznie dziękujemy, tym bardzie, że "przy okazji" dowiedzieliśmy się np. iż ksiądz Czajka - wielokronie wspominany jako ten, który udzielał sakramentów ofiarom - nie pełnił jeszcze wtedy posługi w Bisztynku. Ks. Czajka przybył do Bisztyka w połowie roku 1949. Przed nim, wraz z proboszczen Dauterem, pracował w naszej parafii ks. Mateusz Turański, ale ten temat pozostawiamy sobie do kolejnego "dochodzenia".



Andrzej Grabowski - 23.11.2011 r.

Copyright: www.bisztynek24.pl 2011