Aktualności >>> Satopy, Mołdyty, Nisko >>>

 .: Trzy pałace i kościół

Rowerowa gmina Bisztynek.
Wycieczki dziewiąta: pałace gminy Bisztynek

Wycieczka dziewiąta cyklu "rOwerOwa gmina Bisztynek" prowadziła szlakiem pałaców. Niegdyś pałaców biskupich, później magnackich. W Sątopach obejrzeliśmy wnętrze i otoczenie kościoła św. Jodoka. W tekście także: o zabytkach znalezionych w Mołdytach, dworskich kotach w Nisku, modlitwie do św. Jodoka i... śmieciach w lesie.

Wycieczka rozpoczęła się od formalności związanych z wydawaniem, za pokwitowaniem, odblaskowych kamizelek z odpowiednim napisem na plecach, które pocztą nadeszły do Bisztynka 2 sierpnia :-)

W nówkach funkach ruszyliśmy w kierunku Sątop. Wcześniej dołączyła do nas pani Ania, która i chciała i bała się, ale "jak pojedzie Bogusia to ja też pojadę" - powiedziała i... pojechała po Bogusię. Następnie telefonicznie poinformowała, że one, we dwie już jadą.

Debiutatek i debiutantów było łącznie czworo a wszystkich nas - jak policzyliśmy później - 22.

Po wchłonięciu przez peleton Ani i Bogumiły zatrzymaliśmy się na leśnym parkingu. Tu czekała nas niemiła niespodzianka. Stos kartonów po towarze ze sklepu. Kartony z logo popularnej sieci sklepów z owadem jako znakiem firmowym. Owadem podobnym do imago stonki ziemniaczanej, ale w kropki a nie w paski.

Dzwoniliśmy nawet do znanego nam faceta, co makulaturę zbiera i sprzedaje, ale miał już jej pełny samochód. To dziwne, że jemu się to opłaca a temu "cywilizowanemu i myślącemu" człowiekowi, co je wywalił w lesie, się nie opłaca ?!

W kierunku "homo nie-sapiens" skierowaliśmy serdeczne życzenia zawierające słowa tylko czasem nadające się do publikacji i pojechaliśmy do Sątop.

Dzięki uprzejmości ks. proboszcza Leonarda Klimka weszliśmy do wnętrza kościoła św. Jodoka. Ksiądz pokazał klucz, którym się kłódkę otwiera, ale po wizycie jakoś, ten prosty fakt, z pamięci piszącego tę relację zniknął. (Ewidentne kłopoty z RAM, czyli pamięcią operacyjną.) A że jedna z debiutantek zostawiła wewnątrz bluzkę z komórą, trzeba było kratę raz jeszcze otworzyć. Tylko którym kluczem? Na klęczkach i z głośną modlitwą do najbliżej znajdującego się świętego, czyli św. Jodoka zwróciłem się o pomoc. Święty pomógł i kościół udało się ponownie otworzyć, ale też - co ważniejsze - zamknąć.

Kościół przepiękny, XIV wieczny, pod wezwaniem kompletnie w Polsce nieznanego świętego, który żył i działał głównie na terenie dzisiejszej Francji w VII wieku a jego kult na Warmię przywędrował wraz z osadnikami z Bawarii.

Uczestnicy wycieczki zobaczyli też:
grób Sługi Bożego ks. Franza Ludwiga zamordowanego 29.01.1945 r. przez czerwonoarmistów >>>,
płaskorzeźby upamiętniające poległych żołnierzy I Wojny Światowej pochodzących z parafii Sątopy >>>>,
pomnik ofiar mordu dokonanego przez żołnierzy rosyjskich w Sątopach w 1914 roku >>>.

Kolejnym celem wycieczki był pałac w Biskupiej Woli, czyli w Sątopach-Samulewie, dawniej Bischdorf a obecnie na tzw. Dołku. Popadający w ruinę, ale mający ciekawą historię dotyczącą biskupów, aktorów niemieckich, dawniej z basenem wewnątrz... Wymagający odrębnej publikacji ze słowami nie nadającymi się do publikacji tu i teraz. Pałac jest w rękach prywatnych. W rękach, które nie chcą, albo nie potrafią o budynek zadbać.

Na "Dołku" zobaczyliśmy dawną szkołe sątopską i cmentarzyk po przeciwnej stronie drogi. Ekumeniczny cmentarzyk na którym leżą dawni mieszkańcy wyznania ewangelickiego, późniejsi mieszkańcy wyznania prawosławnego i katolickiego. Zanidbany cmentarzyk, choć już nie tak jak kilka lat temu. Mieszkańcy dbają tu o pamięć dni dawnych, ale brakuje im i sprzętu i czasu i sił.

Dzięki uczestnikowi z Sątop trase nieco zmodyfikowaliśmy i z "Dołka" pojechalismy polną drogą o kórej mieszkanka tego osiedla mówiła, że nie da się przejechać rowerem. Dało się.

Do Mołdyt jedzie się fajnie, bo cały czas z górki (gorzej jest wracać). Przed tą miejscowością śmignął obok nas profesjonalny kolarz za którym Piotr popędził. Dawał radę jakieś 500 metrów :-)

Pałac, dwór w Mołdytach >>> to kolejny przykład złego traktowania zabytków. Niszczeje. Jego prywatny właściciel ustawił jeno tablicę i szlaban, że teren jest prywatny. Już chciałem napisać, gdzie on sobie ten szlaban może... ale... nie napiszę :-) Tym bardziej, że do dworu można dojść i dojechać z wielu nieoszlabanionych kierunków :-)

Widomym znakiem pokazującym, że ludzie tu mieszkali kiedyś są smieci wywalone chyba ze strychów na dawny dziedziniec. Takie zabytki z końca lat 80-tych i początku 90-tych XX wieku. Butelki po mleku, piwie, napojach i winie marki "Wino".

Przygnębiający nastrój spowodowany eternitem pokrywającym zabytek z herbem Stanisławskich opisane wyżej znaleziska nieco poprawiły. Ów nastrój na dobre poprawił się dopiero w Nisku, gdzie większość uczestników wycieczki była pierwszy raz w życiu. (W Mołdytach zresztą też.) W Nisku też jest pałac-dwór. W odróżnieniu od dwóch pozostałych zadbany i wyglądający znacznie lepiej, bo zamieszkały przez rodzinę starającą się przez lat wiele o jego wygląd. Stan pałacu nie jest idealny, ale siedziba XVIII wiecznego ekonoma komornictwa reszelskiego jest w zdecydowanie najlepszym stanie pośród opisywanych pałaców biskupich.

Uwagę naszą natychmiast przykuły koty dworskie, by nie rzec biskupie. Sztuk trzy i za trzy tygodnie do wzięcia bezpłatnego, bo teraz za wcześnie na to jest :) To prawdziwa kocia arystokracja wychowywana we dworze biskupim i magnackim, czyli koty jedyne w swoim rodzaju na Warmii :-)

A dlaczego piszemy o "biskupich pałacach"? Bo do momentu skasowania majątków biskupich przez króla pruskiego Fryderyka Wilhelma III i jego ministra Karla von Steina, co nastąpiło po wojnach napoleońskich, przez 150 lat Sątopy były letnią rezydencją biskupią. Bywał tu biskup warmiński a potem kardynał Michał Radziejowski. On to właśnie polecił wybudować pałace w Mołdytach i Nisku. Biskup Teodor Potocki, po wojnach polsko-szwedzkich i zniszczeniu zamku w Reszlu przeniósł urzędy komornictwa reszelskiego do dworów w Mołdytach i Nisku. Przy obu pałacach urządzono parki z rzadkimi drzewami. W Nisku park jest zadbany. W Mołdytach porośnięty chaszczami, pokrzywami, choć nadal widoczny.

Po odpoczynku w Nisku ruszyliśmy w droge powrotną do Bisztynka. Zatrzymaliśmy się ponownie przy parkingu lesnym z kartonami ale ożerać nas poczęły komarzyce więc ruszyliśmy stamtąd. Kolejny, ostatni przystanek miał miejsce przy leśniczówce "Kamieniec" i witaczu Bisztynka, przy którym sie sfotografowaliśmy dla udowodnienia ilu nas było i w celach promocyjnych oraz tylko nam wiadmomym. Krzyczeliśmy na przemykającego w pobliżu leśniczówki leśniczego, ale nie podszedł do nas myśląc zapewne, że to wycieczka rewizjonistów pruskich. A chcieliśmy mu powiedzieć tylko o kartonach :-)

Pokonaliśmy wspólnie 30,19 km. Szczególne brawa za pokonanie tej trasy należą się debiutantkom Ani i Bogumile. Dały radę. Mąż Ani zapewne potem wysłuchał słusznych uwag na temat jego umiejętności mechanika rowerowego i stanu technicznego roweru, którym jechała, ale to już pewnie temat na opowieść odrębną o tym jak to nie trzeba ustawicznie i ciągle, co trzy miesiące, prosić facetów o np. naprawę roweru, bo oni (faceci) i tak to na pewno zrobią.

Szacunek i podziw należy się też Paulinie i jej młodemu kuzynowi, czyli najmłodszym uczestnikom naszej ekskursji.

11 sierpnia (niedziela) o godz. 14:00 rozpoczniemy wycieczkę jubileuszową, dziesiątą i będzie to trasa dookoła jeziora Luterskiego, bo naszym zdaniem Lutry i jezioro należy przyłączyć do gminy Bisztynek :)



Andrzej Grabowski - 05.08.2013 r.

Copyright: www.bisztynek24.pl 2013